Sarsa – Zapomnij Mi [RECENZJA]

Sarsorogi – znak rozpoznawczy Sarsy, czyli Marty Markiewicz, która zwycięsko wyszła z 5. edycji The Voice Of Poland, mimo że wcale jej nie wygrała.  Na swoim kanale na YouTube publikowała a to kilka coverów, a to kilka autorskich kompozycji (nawiasem mówiąc, bardzo dobrych), próbując przebić się swoim alternatywnym brzmieniem przez ścianę polskiego showbiznesu. Brała udział w różnych projektach, które jednak nie odbiły się szerszym echem. Wszystko ruszyło po dwójkowym programie (w trakcie którego doszło do niewyjaśnionej rezygnacji wokalistki spowodowanej rzekomo wypadkiem, o którym także nic więcej nie wiadomo i na którego temat powstało setki teorii spiskowych). W każdym razie 30 kwietnia 2015 wypuszczony w eter został pierwszy i chyba najbardziej znany, i (nie)lubiany przez wielu singiel Sarsy – Naucz mnie. Prawie cztery miesiące później wydana została płyta – Zapomnij Mi, będąca, jak mówi sama artystka, połączeniem jej alternatywnych korzeni ze szlachetnym popem.   Nie jestem jakimś wielkim fanem jej głosu, który, poza rogami, także jest jej cechą charakterystyczną, bowiem, bezapelacyjnie, wyróżnia się na tle pozostałych polskich wokalistek. I to muszę przyznać. Czy jednak muzycznie Sarsa także ma coś do zaoferowania, czego nie mają jej konkurentki?

Powiem tak: ciężko się odbiera ten album. Trudno też nazwać go szlachetnie popowym, jak też i alternatywnym. Pierwsza piosenka na albumie, będąca jednocześnie jego drugim singlem, Indiana, to strzał w kolano z samego startu. Gdy zobaczyłem dwa lata temu okładkę i tytuł do tej piosenki, liczyłem, że będzie to ambitny utwór z nutą folkowego klimatu i jakichś subtelnych, plemiennych brzmień (od razu na myśl przyszła mi Dziewczyna Szamana Justyny Steczkowskiej). Jak się okazało nie jest on ani klimatyczny, ani subtelny – co najwyżej śmieszny. Jak mam się nie śmiać, kiedy od razu, gdy odpalam track, słyszę „Ułaha nej, ułaha nej”, a potem dostaję nieciekawe zwrotki z jeszcze bardziej nieciekawym, co najwyżej nieco bardziej dynamicznym, refrenem. Stanowczo mówię nie. Jeśli chodzi o teledysk – dupy też nie urywa.

Słabo też słucha się piosenek, które w zamierzeniu miały być chyba klubowymi ballado-hitami, a są jeszcze bardziej flakowate i irytujące niż pozostałe numery. Mowa tu o Feel no fear i Dumb love. Ponadto Sarsa nie popisała się w nich swoimi zdolnościami tekściarskimi i angielszczyzną, bo jest w nich tak mało treści, jak na lekcjach WDŻu w gimnazjum. Mówiąc jeszcze o Dumb love, chciałbym wspomnieć, jak strasznie w tej piosence wokalistka próbuje bawić się swoim głosem, co w efekcie przyniosło kozie jęki i stęki zabarwione monotonnymi bitami.

foto_home
fot. Sarsa.com

Średniaki to zdecydowanie Dogonię nas, Pozwól odejść i Ona nie jest mną. Śmiem twierdzić, że to te numery powinny były zostać następnymi singlami po Naucz mnie, albowiem nie są zbyt skomplikowane, ale nie cechuje je przejaskrawiony prymitywizm, przez co pewnie dotarłyby całkiem wysoko w notowaniach. Z całej trójki moim faworytem jest bezapelacyjnie Pozwól odejść (chyba nie tylko moim, bowiem piosenkę tę użyto do ścieżki dźwiękowej serialu Druga szansa). Refren żywiołowy, ale nie chaotyczny, trochę skandynawska linia melodyczna – wszystko cacy. Nic ambitnego, ale nie ma poczucia niesmaku.

Zabieg jaki zastosowała Sarsa na Zapomnij mi był też taki, że piosenki, które wrzucała z początku na swój prywatny kanał na YT, zanim była sławna, postanowiła też wrzucić na krążek (co najwyżej nieco zmodernizować). I mimo że wydawałoby się to zwyczajnym pójściem na łatwiznę, to w moim odczuciu, było to najlepsze posunięcie z jej strony. Chill, Brown eyes i 23 takie lata to najjaśniejsze punkty tego wydawnictwa. Niektórzy twierdzą, że np. w Brown eyes wokalistka żywcem kopiuje Lanę Del Rey, a tekst do 23 takie lata jest totalnie bez sensu (to prawda, ale o tym później). No i co z tego?  To właśnie od nich emanuje ta alternatywa, o której mówi Sarsa w swoich wywiadach. Niestety, te 3 nagrania to za mało, by uzupełnić braki poważnych niedociągnięć Zapomnij Mi, których nie da się tak zwyczajnie przemilczeć.

Teraz pragnąłbym zwrócić uwagę na warstwę tekstową. A jest o czym mówić. To, jaką dziwną składnią i jakich chaotycznych wyrażeń używa Marta, pisali i mówili prawdopodobnie wszyscy. Zechciałem naprawdę przysiąść i przeanalizować, o co jej tam chodzi i co właściwie chce przekazać swoimi poetyckimi urwaniami, porównaniami i metaforami. I uwierzcie mi, mój mózg chodził na naprawdę wysokich obrotach, ale doszukać się sensu tam próżno. Wiadomo tylko, że całość kręci się wokół miłości, tej toksycznej, jak i straconej itd., itp. Znany wszystkim schemat. Najgorsze jest jednak to, że poza tym, to niewiele więcej można się dowiedzieć z prezentowanych przez panią Markiewicz piosenek. Wiecie, w tym też jest jakiś urok, bo np. te pozbawione ładu i składu teksty świetnie grają w takich numerach, jak enigmatyczne Zapomnij mi (będące 3 singlem, już dziesięć razy lepszym od Indiany) czy wspomniane wyżej 23 takie lata (odnośnie tego utworu, polecam przesłuchać wersję niealbumową, która jest spokojniejsza i mniej zelektryzowana).

sarsa
fot. QultQultury

 

A na deser zostawię sobie Naucz mnie – numer, który doczekał się parodii nawiązującej do zupy pomidorowej i adoracji tysięcy polskich dziewczynek i nastolatek. To, ile razy radia i telewizje muzyczne puszczały ten utwór, nie mieści się w głowie, a jednocześnie przyprawia ją także o mgielny ból. Teraz jednak patrzę na ten singiel z perspektywy czasu i chcę powiedzieć, że to jest rzeczywiście całkiem udane dzieło. Może trochę podobne do Pozwól odejść, ale nie można odmówić Naucz mnie dobrego flow i ciekawej warstwy instrumentalnej. Tekst też jest całkiem dobry i na tle pozostałych tracków nie ma się poczucia przerostu formy nad treścią. Rozumiem też tych, którzy znienawidzili tę piosenkę – ja też po półrocznym pierdzieleniu o Adele i jej Hello dostałem skrętu kiszek na samo wspomnienie jej imienia.

Sarsa się sprzedała. Pozwoliła wytwórni i mainstreamowi kierować swoim wizerunkiem. To jedna z opcji, dlaczego ta płyta nie jest taka, jaka powinna być. Druga to taka, że może sama Markiewicz podjęła decyzję o  dotarciu do mas, a że nie wyszło jej to w sposób gładki i wysublimowany, z klasą, to inna sprawa. Prawdy pewnie się nie dowiemy. Szkoda mi tylko trochę zmarnowanej szansy, bo są tu dobre momenty, szczególnie te, które nawiązują do dawnej działalności Sarsy (Chill, Brown Eyes) jak i całkiem dobrze zagrane fragmenty piosenek bardziej popowych (Naucz mnie, Zapomnij mi, Pozwól odejść). Wszystko to jest jednakowoż jakieś takie średnie i niezapadające w pamięć. Tytuł krążka brzmi „Zapomnij Mi”. W tej sytuacji nie wiem, czy mogę zapomnieć.  Drugi album ma się ukazać już niebawem. Pozostaje mi mieć nadzieję, że nie będzie to rzewna powtórka z rozrywki.

Podsumowanie

Muzyczne symfonie: Zapomnij mi, Chill, 23 takie lata, Brown Eyes

Liryczne poematy: Naucz mnie, Brown Eyes, 23 takie lata

Muzyczne dysharmonie: Indiana, Feel no fear, Dumb love

Liryczne dramaty: Indiana, Feel no fear, Dumb love, Dogonię nas

Ogólna ocena albumu: 6,0/10

18 myśli w temacie “Sarsa – Zapomnij Mi [RECENZJA]

  1. Wcale o tej pani nie słyszałam, albumu też nie Nam. Coż, nie oglądam zazwyczaj tych wszystkich muzycznych programów, jedynie nowa edycja Idola ostatnio mnie zainteresowała. To raczej nie są moje muzyczne klimaty.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Odcięłam się jakiś czas temu od mainstreamowej muzyki spod znaku alternatywy flirtującej z popem. Dzięki Twojej wnikliwej, drobiazgowej recenzji już wiem, od jakiej płyty i jakiej piosenkarki powinnam trzymać się z daleka, jeśli najdzie mnie ochota nadążania z modami muzycznymi. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. To też zależy, co lubisz. Bo każdemu odpowiada co innego 🙂 Choć rzeczywiście jak chcesz posłuchać dobrej alternatywy z domieszką popu, to zachęcam do przeczytania mojej innej recenzji płyty „A Kysz!” Darii Zawiałow 🙂

      Polubienie

  3. Powiedzenie, że nie przepadam za Sarsą, będzie mocno ograniczone i bezpieczne. Strasznie odrzuca mnie jej głos, a single „Naucz mnie” czy tytułowe „Zapomnij Mi” sprawiły, że odechciało mi się przesłuchiwać całej płyty, co i tak jest u mnie rzadkością, jeżeli chodzi o polską muzykę. Może kiedyś.

    Polubione przez 1 osoba

    1. O kurde! A to niespodzianka 😀 Serio, w szoku jestem. Fajnie, że odwiedziłaś bloga i zachęcam do zostania na dłużej!

      Polubienie

Dodaj komentarz