Bovska – PYSK [RECENZJA]

Wydanie drugiej płyty rok po pierwszej to niezłe ryzyko, choć w zasadzie powinno się opłacać, jeżeli ta pierwsza odniosła sukces albo chociaż zgromadziła przyzwoite grono odbiorców. I trafiła do serialu dużej stacji. I w ogóle cud, miód i cukierki. Takimi właśnie łakociami obtoczyła się Bovska, gdy wydała na świat swój Kaktus. Oczywiście pojawiła się nominacja do Fryderyków. Jedynie nominacja, no ale jednak, prawda? Dla mnie, jak możecie się dowiedzieć z recenzji tego albumu, był to średniak z przekombinowanymi melodiami, męczącym wokalem i ogółem rzecz biorąc nic specjalnego. Parę piosenek było dobrych, pojedynczo każdy utwór brzmiał znośnie, ale całość stanowi papkę dźwięków, na dodatek bez posypki. Dlatego długo zwlekałem, by przesłuchać PYSK, tym bardziej, że wyszedł tak szybko po swoim poprzedniku. Jednak w końcu się do tego przymusiłem, bo w sumie byłem ciekawy, co tam jest; czy nastąpił jakiś rozwój, czy raczej stagnacja i część druga kaktusowych pieśni? Powiem jedno. Za takie dywagacje to powinienem sobie dać porządnie w pysk.

Czytaj dalej „Bovska – PYSK [RECENZJA]”

Dawid Podsiadło – Comfort And Happiness [RECENZJA]

Muszę się do czegoś przyznać już na samym początku. Nie mogłem znieść Dawida Podsiadły. Nienawidzę Małomiasteczkowego. Jak widzę teledysk do Trójkątów i Kwadratów to dostaję oczopląsu i idę do kuchni po wodę. Każdemu, kto się nim zachwycał, patrzyłem się na uszy i zastanawiałem się, czy aby na pewno poprawnie działają. Co się więc stało, że zdecydowałem się zrecenzować muzykę kogoś tak dla mnie nieznośnego? Mogę rzec, że ostatnimi czasy przełamuję swoje własne ograniczenia i staram się wyznawać zasadę, że póki nie doświadczę, to nie ocenię. Dedykuję tę recenzję też moim drogim koleżankom – Julce K. i Patrycji B. – które są zapewne niezmiernie szczęśliwe i podniecone faktem, że sięgam w kierunku tego wykonawcy. A więc sięgnąłem, zobaczyłem, posłuchałem i jaki jest tego rezultat?

Czytaj dalej „Dawid Podsiadło – Comfort And Happiness [RECENZJA]”

Natalia Nykiel – Discordia [RECENZJA]

Lupus Electro był powiewem świeżości na polskim polu muzyki elektronicznej, gdzie było duszno, parno, tylko nie gwarno. Coś tam było, coś lśniło, ale to był tylko tani brokat. A tu nagle pojawiła się Natalia Nykiel, która wydała album i popowy, i elektroniczny z lekko alternatywnym cieniem. Sprzedało się? Nawet bardzo dobrze. Młode pokolenie niewiast było zachwycone singlem Bądź Duży, a ci bardziej wysmakowani odbiorcy mogli także znaleźć coś dla siebie, jeśli zdobyli się na zagłębienie się w ten krążek. Wokal przeciętny, teksty znośne, ale muzyka zrobiła swoje. Producenci nadali temu wszystkiemu smaku i wyrazu. Były słabe momenty, ale gdzie ich nie ma? Po wydaniu reedycji i singla Error, który był promotorem czegoś w rodzaju reedycji reedycji , przyszedł czas na album numer dwa. Discordia. Niezgoda. Na co Natalia się nie zgadza? Posłuchajmy.

Czytaj dalej „Natalia Nykiel – Discordia [RECENZJA]”

Natalia Nykiel – Lupus Electro [RECENZJA]

Natalia Nykiel będzie kolejnym przypadkiem, który potwierdza schemat, że to nie ci, którzy wygrywają programy typu talent show, robią karierę, ale ci, którzy pojawiają się i odpadają gdzieś po drodze z powodu  surowych, dzikich zasad większości panujących w tego typu formatach (co jest oczywiście demokratyczne i w teorii sprawiedliwe, żeby nie było). No właśnie. Drugą edycję The Voice Of Poland, w której startowała Natalia, wygrała Natalia Sikora. Dziewczyna coś robi, ale mało kto o tym wie. To samo można powiedzieć o Dorocie Osińskiej, która pomimo cudownego głosu i nawet prób wystartowania w preselekcjach do Eurowizji nie jest nikim szerzej rozpoznawalnym. A Natalia niedługo po programie nagrała płytę. I kolejną płytę. Dzisiaj skupię się na tej pierwszej, wydanej w 2014 roku, od której wszystko się zaczęło – Lupus Electro. Czy był to godny debiut i co w ogóle sobą reprezentuje postać pani Nykiel?

Czytaj dalej „Natalia Nykiel – Lupus Electro [RECENZJA]”

Sarsa – Pióropusze [RECENZJA]

W Polsce tak często bywa, że jak komuś z niszy uda się dostać do mainstreamu, to zaraz „specjaliści” od rynku i wizerunku, a także szefowie wytwórni, pilnujący tego, by wszystko, co pójdzie w eter, sprzedało się jak karpie przed Wigilią, z każdej takie niszowej postaci tworzą coś. Coś, co niby alternatywne jest, ale jednak dla kogoś bardziej osłuchanego to trochę jakby z Barbie blondynki chcieć zrobić Barbie brunetkę, przy czym ze wszystkimi wspaniałymi cechami tej pierwszej. Tak też było w przypadku Sarsy (Marty Markiewicz) i jej pierwszego albumu, będącego radiowym lodołamaczem, czyli Zapomnij Mi, o czym już zdążyłem popełnić tekst.  Drugi krążek, o ciekawym tytule Pióropusze, wydany rok temu w maju, stał dla mnie pod wielkim znakiem zapytania. Czy znowu stało się to samo i dostaliśmy coś, o czym można byłoby zapomnieć po kilku chwilach, gdyby nie radiostacje?

Czytaj dalej „Sarsa – Pióropusze [RECENZJA]”