Sarsa – Pióropusze [RECENZJA]

W Polsce tak często bywa, że jak komuś z niszy uda się dostać do mainstreamu, to zaraz „specjaliści” od rynku i wizerunku, a także szefowie wytwórni, pilnujący tego, by wszystko, co pójdzie w eter, sprzedało się jak karpie przed Wigilią, z każdej takie niszowej postaci tworzą coś. Coś, co niby alternatywne jest, ale jednak dla kogoś bardziej osłuchanego to trochę jakby z Barbie blondynki chcieć zrobić Barbie brunetkę, przy czym ze wszystkimi wspaniałymi cechami tej pierwszej. Tak też było w przypadku Sarsy (Marty Markiewicz) i jej pierwszego albumu, będącego radiowym lodołamaczem, czyli Zapomnij Mi, o czym już zdążyłem popełnić tekst.  Drugi krążek, o ciekawym tytule Pióropusze, wydany rok temu w maju, stał dla mnie pod wielkim znakiem zapytania. Czy znowu stało się to samo i dostaliśmy coś, o czym można byłoby zapomnieć po kilku chwilach, gdyby nie radiostacje?

Bronię Się. A ja sobie myślę: O nie! Odbiło mi się czkawką po Zapomnij Mi.  Nic ciekawego, infantylny tekst na tle irytującej linii melodycznej. I te sylabizowanie, które, jak już zdążyłem wcześniej sobie zdać sprawę, jest cechą charakterystyczną Sarsy, ale używane w tak prymitywnych utworach jest nie do zniesienia. Tak jak zresztą teledysk, od którego wieje tandetą, próbującą nią nie być. Radio oczywiście zachwyciło się tą kompozycję i pluło nią na prawo i lewo.

No dobra, to sobie ponarzekałem i trochę pojechałem po bandzie, a teraz się pozachwycam. Totalna wolta. Tak jak Volta. Dalej jest popowo, ale to już nie tandetny popik, ale całkiem dobrze zagrany numer, który zresztą został użyty do filmu Juliusza Machulskiego o tym samym tytule (film już nie jest tak dobrze zagrany). Nawet dziwne frazowanie nie jest już tak denerwujące. Tego się da słuchać. Obok Volty w tym samym rzędzie dobrych popowych numerów postawiłbym Ty Niebo i Ucieka. Sarsa zaskakuje też tytułowym utworem. Zwrotki nie są może na najwyższym poziomie, ale refren naprawdę wpada w ucho i przykuwa uwagę swoją melodyjnością oraz rytmicznością. Nie są to arcydzieła, ba!, nie są to jakieś ciekawe muzycznie numery, ale jak na polski pop i jak na Sarsę, to nie ma co narzekać. Przy zmywaniu nawet czasem fajnie się do nich pobujać.

Motyle i Ćmy to ballada, która z początku wydawała mi się trochę koślawa, ale po kilkukrotnym jej wysłuchaniu i po tym, jak stałem w busie w drodze z Lublina do mojego rodzinnego miasta, słuchając tego utworu, styrany duchotą i zmęczeniem, zdołałem docenić jej treść muzyczną. Jest to naprawdę przyjemna kompozycja, a początek zainicjowany przez smyczki jest przepiękny.

A teraz jeszcze większa wolta. Zaskoczenie, czyli RAH Bronx. Nawet przez głowę mi nie przeszło, że na płycie Sarsy usłyszę tego typu muzykę. I to po angielsku. Sarsa w tym utworze puszcza wodzę swojej kreatywności i po prostu bawi się tekstem. Bawi się głosem. Widać, że się dobrze odnajduje w tego typu stylistyce, która jest dość specyficzna. Co tu mówić, nie wiem, czy małe fanki Naucz Mnie i Bronię Się były skłonne zrozumieć tę muzykę. Ja jestem zdecydowanie na tak!

Ale to nie koniec bardzo pozytywnych niespodzianek. Kolejny anglojęzyczny utwór, czyli Oh Say, jest najbliższy tego, co w przypadku Sarsy nazwałbym prawdziwym artyzmem. Kojarzy mi się bardzo z Chill i Brown Eyes z poprzedniego krążka. Są to te utwory, które zostały napisane przed rozpoczęciem się poważnej kariery Marty. Oh Say stanowi kontynuację tego kierunku. Chciałbym, by to był ten kierunek przewodni. Ten znak, za którym Sarsa będzie podążać w dalszej drodze artystycznej. Są tu i emocje, i dobry smak, i świetna muzyka nieskażona wpływami elektroniki z polskiego podwórka.

Sarsa postanowiła też poflirtować z rapem i zaprosiła do współpracy Tomasza Lewandowskiego, znanego pod pseudonimem VNM, do utworu Nie Tańcz. Jak widać, polscy piosenkarze rozrywkowi zaczynają brać przykład ze swoich kolegów po fachu zza oceanu i powoli zdają sobie sprawę, że rapowy pazur bardzo ładnie ostatnio komponuje się z popowymi ciasteczkami, choć nie zawsze efekt końcowy jest zadowalający. W tym przypadku muszę przyznać, że jest. Jest dalej sarsowo, ale słychać, że przy kompozycji maczał swoje paluszki ktoś jeszcze, co urozmaica cały utwór.

Płytę zamyka Furia Outro. No cóż, muszę wam powiedzieć, że rzeczywiście jest to furia, a raczej wkurw w czystej postaci. I podoba mi się. Nawet bardzo. Spokojny, orientalny, mroczny początek jest jak cisza przed burzą, która ma za chwilę nastąpić. I to nie byle jaką burzą, ale z porządnymi piorunami, wiatrem i deszczem. Na myśl od razu mi przychodzi Pluto Bjork. Ta kompozycja jest prawdziwym wyzwoleniem bestii, rykiem lwa, gradobiciem, które przeszywa wszystko dookoła. Jestem zakochany w tym krótkim, ale jakże dosadnym i potężnym utworze.

Jak można było się spodziewać, jako że Pióropusze są bardziej ambitnym wydawnictwem niż Zapomnij Mi, to gorzej sobie poradziło sprzedażowo. Trudno się dziwić. Skoro na samym początku Sarsa zebrała sobie grono fanów w postaci małych, niewinnych niewiast wpatrzonych w nią jak w ósmy cud świata śpiewającą o tym, by ktoś ją w końcu nauczył od nowa, to ambitniejsza muzyka te same niewiasty już może przerosnąć, tym bardziej, że czas między wydaniem dwóch albumów wyniósł  jedynie 2 lata. Nie wiem, czy ktoś się spodziewał takiego obrotu sytuacji. Mi on jak najbardziej odpowiada. Mam nadzieję, że Sarsa nie zraziła się mniejszą popularnością swojej nowej muzyki i że na trzeciej płycie udoskonali to, co zaczęła na Pióropuszach. I że nie powstaną już nigdy więcej takie bajki jak Bronię Się, bo będę zmuszony bronić się przed tym, by powiedzieć, że Sarsa naprawdę potrafi tworzyć coś dobrego, nieskażonego topornymi wymaganiami rozgłośni radiowych.

Podsumowanie

  • Muzyczne symfonie: Motyle i Ćmy, RAH Bronx, Oh Say, Nie Tańcz, Furia Outro
  • Liryczne poematy: brak (naprawdę nie jestem fanem tekstów Sarsy)
  • Muzyczne dysharmonie: Bronię Się, Egoizm
  • Liryczne dramaty: Bronię Się, Egoizm

Ogólna ocena albumu: 7,5/10

8 myśli w temacie “Sarsa – Pióropusze [RECENZJA]

  1. Jak to fajnie napisales, że rapowy pazur bardzo ładnie ostatnio komponuje się z popowymi ciasteczkami. Ja mysle, ze korzysc jest podwojna. Bo to tez przybliza raperow tej czesci publicznosci, ktora rapu i raperow nie slucha, a jednak sila rzeczy slucha zanurzony w popie. Przynajmniej u mnie tak wyglada kontakt z rapem i przedstawicielami tego rodzaju tworczosci.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz