Maria Peszek – Miasto Mania [RECENZJA]

Budzi kontrowersje, ma swój własny, oryginalny styl i pisze ciekawe teksty – no kurde, zestaw idealny dla moich zbuntowanych uszów. Ostatnio po premierze utworu Modern Holocaust z jej ostatniej płyty Karabin rozpętała piekło między prawicowcami a lewicowcami. Ale dzisiaj przyjrzę się jej debiutowi, który, z czego bardzo się cieszę, został doceniony przez polskich krytyków muzycznych i otrzymał aż trzy nominacje do Fryderyka! Przedstawiam państwu Marię Peszek – piosenkarkę, ale również aktorkę, która już od dzieciństwa jest związana z teatrem z racji zawodu swoich rodziców. Swój pierwszy album – Miasto Mania – wydała jednak dopiero w 2005 roku. Z drugiej strony może to i dobrze. Być może gdyby nagrała płytę parę lat wcześniej, nie byłaby ona tak dojrzała i eteryczna. A taka jest właśnie Miasto Mania – nie ma tam nic przypadkowego, wszystko jest przemyślane i współgra z pozostałymi elementami. A ja jestem fanem albumów koncepcyjnych, które łączy jakaś wspólna myśl przewodnia, a nie takich, które składają się ze zlepków przypadkowo nagranych piosenek podczas nudy w studiu nagraniowym.

Jak wynika z samego tytułu koncepcją albumu jest miasto – miasto brzydkie, brudne, zakłamane i obdarte ze wszelkiej moralności, ale także miasto piękne, będące bacznym obserwatorem, miejscem, gdzie rozgrywają się najpiękniejsze momenty naszego życia. Moje Miasto to piosenka otwierająca wydawnictwo i będąca preludium tego, co znajdziemy na nim później. Delikatny głos Marii, smutna melodia, nastrojowe skrzypce, mrocznie brzmiące chórki, a w tle szum miasta – ten świetnie napisany utwór oddaje to wszystko, co brzmi na ulicach wielkich metropolii, a co nie zawsze jest słyszalne podczas codziennego żywota. Jednak mimo werterowskiego nastroju, słychać miłość wokalistki do tego  pełnego paradoksów i hipokryzji miasta ( Miasto moje / W tobie moje niepokoje). To też jest niebywałą zaletą tego albumu – jest bardzo spójny, ale i różnorodny, pełen kontrastów. Raz jest mrocznie i kasandrycznie (Lali Lali), raz delikatnie i minimalistycznie  (Pieprzę Cię Miasto).

Poza miastowymi motywami występuje oczywiście temat relacji damsko-męskich (Ćmy, SMS czy Miły Mój). Urzekł mnie jednak fakt, że nic nie jest napisane tam w oczywisty sposób, a całokształt pełen jest środków stylistycznych, np. choćby moich ulubionych geometrycznych metafor.

Słabszymi momentami na płycie są Ballada Nielada, gdzie gościnnie występuje (cóż, on praktycznie wykonuje cały utwór) Bartek „Fisz” Waglewski oraz Miły Mój. Pierwszy z nich jest całkiem spoko, ale kompletnie nie pasuje do całej płyty. Może mógłby to być jakiś utwór bonusowy? Druga piosenka jest za to przesadnie delikatna i taka, rzekłbym, łąkowa. Ale kryje w sobie za to ciekawą niespodziankę, bowiem zawiera tzw. hidden track, czyli ukryty utwór, a mianowicie remix Moje Miasto, co jest ciekawym pomysłem na zakończenie krążka i rzadko spotykanym w przemyśle muzycznym.

Moją ulubioną piosenką jest absolutnie Nie Mam Ochoty Na Seks. Sam tytuł od razu przykuł moją uwagę. Jest to utwór niezwykle dojrzały i zapewniający gamę doznań, których doświadcza się jedynie przy niektórych typach utworów, które rzadko kiedy ma się przyjemność słyszeć. Szczególnie polecam go słuchać późnymi wieczorami, kiedy jesteście w stanie się wyciszyć i wsłuchać się w każdy pojedynczy dźwięk wypływający z tej kompozycji. Zapewniam, jeśli jesteście wrażliwi artystycznie, to doświadczycie muzycznego orgazmu!

Miasto Mania ma już co prawda dwanaście lat, ale czuję, że jest bardzo aktualna. Porusza ważne tematy, choć dla niektórych może się wydawać, że zawiera jedynie zwykłe piosenki o miłości odziane w pseudo-poetyckie metafory. Ja jednak spoglądam na ten krążek całościowo i uważam go za kawał dobrze nagranej i wyprodukowanej muzyki alternatywnej, która niesie ze sobą pewną treść, a to jest istotne i obecnie, zdaje mi się, pomijane w twórczości artystów młodego pokolenia (choć idzie ku lepszemu). Może Modern Holocaust był czymś, na co, jako społeczeństwo, nie byliśmy gotowi, tak jak Amerykanie na Eroticę Madonny w 1992 roku, ale tym, którzy poczuli się urażeni, polecam Miasto Manię, aby się porządnie odchamić i zreflektować nad rzeczami ważnymi i tymi, które wydają się mniej ważne.

Podsumowanie

Muzyczne symfonie: Moje Miasto, Nie Mam Czasu Na Seks, Lali Lali, Ćmy, Mam Kota

Liryczne poematy: Moje Miasto, Mam Kota, SMS, Pieprzę Cię Miasto, Czarny Worek, Nie Mam Czasu na Seks, Miły Mój

Muzyczne dysharmonie: Ballada Nie Lada, Miły Mój

Liryczne dramaty: brak 

OGÓLNA OCENA ALBUMU: 8,5/10

10 myśli w temacie “Maria Peszek – Miasto Mania [RECENZJA]

Dodaj komentarz